poniedziałek, 24 października 2016

"Brooklyn" Colm Toibin (63) + ekranizacja



Są takie powieści, które bezpośrednio przemawiają do czytelnika. Możemy utożsamiać się z bohaterami, bo na katrach książki odnajdujemy emocje, które znamy z autopsji. Ja, czytając o postaciach zachowujących się w danych sytuacjach jak ja, odnajdując znane emocje, czuję się szczególnie. Takie książki zdarzają się dla mnie bardzo rzadko. Pierwszą, jeszcze w czasach liceum, były Cierpienia młodego Wertera. Ledwo powtrzymałam łzy, kiedy nauczycielka zaczęła opowiadać o tym, co czułam będąc nieszczęśliwie zakochana. Drugą książką, w której odnalazłam cząstkę siebie jest Brooklyn.

Eilis Lacey z irlandzkiego miasteczka Enniscorthy wyjeżdża do Nowego Jorku, gdzie musi nauczyć się decydować o sobie.

Historia Eilis wydaje się prosta i banalna ale w tym tkwi jej piękno. Zauroczył mnie jej realizm. Na niespełna 260 stronach autor umiejętnie przedstawił kompletny obraz dojrzewania i przemiany, z dziewczyny w pełni zależnej od matki i siostry, w odważną kobietę, decydującą o sobie. Colm Toibin używa prostego i rzeczowego języka, pozostawiając otwarte zakończenie. Pierwsze, co zrobiłam po przeczytaniu to przekopanie internetów w poszukiwaniu jakiejkolwiek wzmianki o kontynuacji. Jeśli ktoś coś o niej wie, dajcie znać w komentarzach, bo czytałabym.
"W dniach przed podróżą i w dzień wyjazdu potrzebowała uśmiechu - żeby zapamiętały ją uśmiechnietą."
Zastanawiacie się pewnie, gdzie dokładnie odnalazłam tę cząstkę siebie? Otóż znajduje się ona na 35 stronie, którą mam zamiar skserować i oprawić w ramkę. Przecież jej nie wyrwę... To niesamowite uczucie czytać o głęboko skrywanych przeze mnie emocjach. Eilis po wyjeździe rzuca się w wir pracy, żeby zapomnieć o tęsknocie za domem, którą odczuwa w każdej wolnej chwili. Czyli studenckie życie w wielkim skrócie. Znacie to?

Polubiłam Eilis również za jej dokładność oraz za fakt, że dzielimy zawodowe zainteresowanie, czyli rachunkowość.
"- Więc mogę z tobą zatańczyć?
- Nie jestem pewna, czy znam kroki.
- Nikt nie zna. Chodzi tylko o to, żeby wyglądać, jakby się znało." 
Polecam Brooklyn osobom, które mają ochotę na powieść obyczajową osadzoną w czasach pierwszych telewizorów i listów jako głównego sposobu porozumiewania się z bliskimi. Wszystkim, którzy tęsknią za rodzinnym domem. O tyle łatwo było czytać ją w wakacje - w środku roku akademickiego pewnie potrzebowałabym paczki chusteczek. Była to dla mnie wzruszająca podróż w głąb samej siebie, której długo nie zapomnę.

ocena: 6/6 (Wybitny)

Brooklyn Colm Toibin, tytuł oryginału: Brooklyn, przełożył Jerzy Kozłowski, Dom Wydawniczy Rebis 2009, 253 strony, 1/1

Brooklyn oglądało mi się bardzo przyjemnie, nie zauważyłam dużych odstępstw od pierwowzoru poza samym zakończeniem. Colm Toibin pozostawił je otwarte, dając czytelnikowi możliwość dopowiedzenia tego, co stało się dalej. Film natomiast zakończył się jednoznacznym happyendem.
Po przeczytaniu książki nadeszła pora na zapoznanie się z adaptacją książki, o tym samym tytule, w reżyserii Johna Crowleya.

Kostiumy! Bardzo lubię filmy dziejące się w przeszłości również dlatego, że mogę popatrzeć, jak kiedyś ubierały się kobiety. Przewagą filmu nad książką (nie do przeskoczenia) jest możliwość wizualizacji dawnych strojów.

Obawiałam się, czy filmowcom uda się ukazać tęsknotę Eilis za domem. Na szczęście to również wyszło bardzo dobrze, chociaż większy nacisk położono na wątek miłosny, który stał się motywem przewodnim filmu. Oglądając nie nudziłam się ani przez moment, dlatego oceniam tę adaptację pozytywnie. Warto poświęcić jej dwie godziny. Jednak w pojedynku z pierwowzorem zwycięża książka, ponieważ to ona zawierała opis przeżyć wewnętrznych bohaterki, za którą ją uwielbiam.


Brooklyn, reż. Nick Hornby, wyk. Saoirse Ronan, Domhnall Gleeson, Jim Broadbent, 2015

11 komentarzy:

  1. Myślę, że ja też bym się wzruszyła. Zarówno przy książce jak i filmie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam o filmie, ale o książce nic, a nic. Widzę, że mam to do odrobienia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejku, ojejku jak ja kocham takie historię! :) Coś słyszałam o filmie, wydaje mi się, że także o książce, ale jakoś tak czas przeleciał i kompletnie zapomniałam o istnieniu tego tworu, aż tu nagle Twoja recenzja otworzyła mi oczka.. Na pewno przeczytam!

    Pozdrawiam cieplutko
    http://zapachstron.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej! Nie wiedziałam ze film powstał na podstawie książki, a bardzo go lubię. I chętnie, bardzo chętnie sięgnę po książkę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Film oglądałam i mnie nie zachwycił, ale z jednym się zgadzam - stroje były fenomenalne! :) Czuję jednak, że książka mogłaby mi się spodobać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, takiej książki właśnie poszukiwałam! :D Co prawda wiedziałam, że film powstał na podstawie ksiązki, ale tytuł kompletnie wyleciał mi z głowy. Muszę to nadrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Film oglądałam, książki jednak nie znam. Tytuł dopisuję na listę, jak już uporam się ze wszystkimi zaplanowanymi, na pewno sięgnę po tę pozycję :) Kasia

    OdpowiedzUsuń
  8. O proszę ;) ja zawsze mam problem czy czytać, czy obejrzeć film ;) i wiele razy zwycazjnie nie kończę ksiażki, by nie znać zakończenia :D Chętnie skusze sie na ten tytuł :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Sama książka nie wiem, czy aż tak do mnie by przemówiła, ale film sądzę, że jak najbardziej, zwłaszcza, że też lubię styl ubioru z tamtych lat i chociażby dla samego podziwiania widoków chętnie bym go obejrzała ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Też znam tęsknotę za domem, to prawda że to nieodzowna część studenckiego życia. Zgadzam się z tym, że to niezwykłe uczucie zdać sobie sprawę, że książka opowiada o tobie. Chętnie przeczytam, zwłaszcza, że ostatnio bardzo pasują mi takie retro klimaty :)

    OdpowiedzUsuń

Cześć! Cieszę się, że wyrażasz opinię na temat mojego tekstu! Nie musisz zostawiać adresu swojego bloga, zajrzę do Ciebie w wolnej chwili :)