Dwa kryminały pod rząd? Nie poznaję siebie! Na szczęście Czarodziejka była zupełnie inna niż książka, o której dziś. Chociaż, o tym, czy Galveston jest kryminałem, powiem później. Za możliwość wygrania tej pozycji w konkursie dziękuję Asi z bloga Czarne Espresso.
Roy Cady dowiaduje się o tym, że jest śmiertelnie chory. Całe życie zajmował się ściąganiem haraczy, tym razem wpada w pułapkę. Musi uciekać, pod wpływem impulsu zabiera ze sobą dwudziestolatkę.
Pierwszym, o czym myśli czytelnik jest to, co stało się z gangsterem, który całe życie troszczył się tylko o siebie, a nagle bierze odpowiedzialność za kogoś innego. I czy nie była to jedynie odruchowa decyzja...
W moim odczuciu, Galveston wcale nie jest typowym kryminałem. Brakuje w nim zagadki, chociaż zbrodnie są, nawet w liczbie mnogiej! Nazwałabym tę książkę raczej połączeniem sensacji, pełnej krwi, strzałów, bójek, ukazującego życie ludzi z marginesu społecznego, gangsterskiego półświatka, i powieści psychologicznej.
"Opowieści tworzą miejsca. Przeczytałem u jakiegoś pisarza, że opowieści mogą nas ocalić. Gówno prawda. Nie mogą. Ale c o ś ocalają."
Za sprawą narracji pierwszoosobowej poznajemy myśli bohatera, równocześnie zastanawiając się nad jego przemianą. Pizzolatto bawi się z czytelnikiem, mieszając książkową przyszłość i teraźniejszość. Amerykańskość tej powieści było czuć na każdym kroku. Podobała mi się ta atmosfera, przydrożne bary, brudne motele, szemrane interesy. Ale ostrzegam, całość jest bardzo melancholijna i smutna.
Przy okazji dowiedziałam się, że Polacy słyną z gęstych brwi. A myślałam, że raczej Hiszpanie... Jednak zawsze takie polskie akcenty wywołują na mojej twarzy uśmiech, a w przypadku Galveston, nie był to jedyny.
Dobrze jest przeczytać książkę, która nie kończy się lovestory między głównymi bohaterami. Galveston spodoba się miłośnikom filmów akcji i silnych męskich postaci. Nie zachwycam się nią, określam ją jako przeciętną, bo nie był to u mnie moment na taką lekturę. Ale ani mama, ani babcia (miłośniczki kryminałów) nie narzekały, i ja też nie za bardzo mam się do czego przyczepić. Jeśli macie ochotę na krótką podróż do przestępczego świata USA, zapraszam!
ocena: 4/6 (Zadowalający)
Galveston Nic Pizzolatto, tytuł oryginału: Galveston, przekład: Marcin Wróbel, wyd. Marginesy 2014, 281 stron, 1/1
Yh, chyba tym razem nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńLubię takie intrygujące tytuły, więc może kiedyś sięgnę i po ten :)
OdpowiedzUsuńmiłej lektury :)
UsuńMam na liście, kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie ;)
OdpowiedzUsuńNiestety nie mój klimat.
OdpowiedzUsuńGalveston bardzo mi się podobało, tą książką faktycznie trzeba trafić w odpowiedni moment i mi akurat się udało. Ja lubię takie nieoczywiste historie, gęste, mroczne, noir. Pizzolatto popełnił jeszcze bardzo dobre opowiadania. "W drodze nad Morze Żólte" klimat inny, bardzo refleksyjny, ale jeśli polubiłaś pióro i styl, to przypadnie Ci do gustu.
OdpowiedzUsuńjak najdzie mnie ochota na taką pozycję to bardzo chętnie, możliwe, że powrócę również do Galveston :D
UsuńNie skuszę się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ja też chyba podziękuję. ;/
UsuńByć może po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńChyba nie do końca moje klimaty, ale ja w takich gatunkach ogólnie rzadko gustuję, więc to może dlatego nic za specjalnie mnie do tego tytułu ciągnie.
OdpowiedzUsuńNie było mnie trochę w internecie i przegapiłam fakt, że już przeczytałaś :) Cieszę się, że Ci się podobało. Faktycznie "Galveston" nie jest typowym kryminałem, ale ma w sobie ten mrok :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!