Jestem szczęśliwą właścicielką najwspanialszego na świecie czekoladowego labradora. Od dziecka otaczały mnie psy, dlatego są to moje ulubione zwierzęta i nie wyobrażam sobie życia bez czworonoga gdzieś w pobliżu. Jeśli tylko mam okazję przeczytać książkę o piesełkach, nawet się nie zastanawiam.
Odnaleźć Gobi to krótka książka, licząca zaledwie 260 stron, dlatego też krótko o niej napiszę. Autor, Dion Leonard postanowił zmienić swoje życie i właśnie ta decyzja zaprowadziła go na start wieloetapowego ultramaratonu na pustyni Gobi. Poznajemy go w momencie, gdy przylatuje do Chin, mając możliwość zobaczenia tego kraju oczami obcokrajowca. Moja pierwsza reakcja na jego opis była następująca: nigdy tam nie pojadę.
Podczas jednego z etapów zaczyna za nim biec maleńki pies, który od tego czasu nie chce go odstępować na krok. Ta miedzygatunkowa przyjaźń pojawia się błyskawicznie, autor nie ma wątpliwości, że chciałby zabrać Gobi do Wielkiej Brytanii. Ale to wcale nie takie łatwe, żeby wywieźć psa z Chin.
"Najlepsza jest świadomość, że za mną biegnie stado złożone z tysiąca uczestników, a wszyscy oni są wolniejsi ode mnie."
Zainteresował mnie opis samego ultramaratonu, przeplatany opisami z życia autora, które go ukształtowały. Jego historia jest bardzo inspirująca, ciekawe jest też prezentowane przez niego podejście do biegania. Podziwiam jego wysiłek, jak dla mnie porównywalny z wejściem na wysoki szczyt.
Biegł z nim jeszcze pies. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale ta historia jest prawdziwa. Czyta się ją lekko i przyjemnie, błyskawicznie przekładając strony. Na początku ta historia była dla mnie obojętna, bo myślałam, że to jasne jak się skończy. W pewnym jednak momencie zaangażowałam się w nią emocjonalnie, bo prawdopodobieństwo happyendu spadało z każdym kolejnym zdaniem. Co wydarzyło się na końcu - tego musicie się dowiedzieć sami.
Opowieść Leonarda jest jednostronna - mówi tylko o tym, czego sam był świadkiem. Zabrakło mi informacji dotyczących tego, skąd pochodzi Gobi, jak znalazła się na starcie etapu, ale rozumiem, że jest to niemożliwe. Chyba, że pieseł zacznie mówić :D
Odnaleźć Gobi to przyjemna historia. Jest bardzo pozytywna, motywuje do działania (a to jest szczególnie potrzebne teraz, kiedy od lata dzieli nas zaledwie kilka miesięcy). Z pewnością jest to jedna z tysięcy wielkich przyjaźni między człowiekiem i psem. Jeśli ktoś z Was myśli, że to człowiek wybiera sobie psa, powinien ją przeczytać.
ocena: 4/6 (Zadowalający)
Dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska za możliwość poznania historii Gobi. Tę i inne książki Wydawnictwa możecie kupić w nowej księgarni internetowej booktime.pl.
Odnaleźć Gobi Dion Leonard, tytuł oryginału: Finding Gobi, tłumaczenie: Alina Patkowska, wyd. HarperCollins Polska 2018, 253 strony, 1/1
Kocham zwierzęta i na pewno przeczytam.:)
OdpowiedzUsuńsama nazwa Twojego bloga na to wskazuje :)
UsuńPierwszy raz słyszę o tej książce, ale chętnie ją przeczytam. ;)
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę! miłej lektury :)
UsuńJa jestem szczęśliwą właścicielką biszkoptowej labradorki, a książkę z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńhttps://czytajzpauelka.blogspot.com/
super, piąteczka :D
UsuńPanicznie boje się psów. Mało jest takich, które akceptuję, ale jak już to zrobię to je uwielbiam nad życie. Było ich cztery i żaden mój.
OdpowiedzUsuńwiększość psów jest cudowna :)
UsuńBoję się nieszczęśliwych zakończeń z psami w roli głównej, więc chyba jeszcze poczekam z tą książką :)
OdpowiedzUsuńtak bardzo bym chciała, ale nie mogę nic powiedzieć :(
UsuńJa mam kota. ;) Ale o psach też chętnie poczytam. ;)
OdpowiedzUsuńOpowieści o zwierzakach zawsze są urocze, szczególnie o pieskach. Zaciekawiłaś mnie historią, dobrze, że nie wszystko jest wyjaśnione. Myślę, że przeczytam, jak znajdę w bibliotece :D
OdpowiedzUsuńhttp://pozeram-ksiazki-jak-ciasteczka.blogspot.com/2018/02/wszystkie-pory-uczuczima-opinia.html
Miałam recenzować, ale ostatecznie popłynęłam w hazard z Molly Bloom ;P Ale kiedyś i dla Gobi znajdę chwilę, zwłaszcza, że mam dwa psiaki ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno to urocza powieść, ale czy książka dla mnie - tego już pewna nie jestem ;P
OdpowiedzUsuńCzytałam, świetna ta książka. U mnie jej recenzja jutro po południu. ;)
OdpowiedzUsuńL
OdpowiedzUsuńŁadnie, zgrabnie, przystępnie napisana recenzja, dziękuję.
Lubię określenie "piesełek" :) Czasami mówię też "piecho" :) Co do książki to wydaje się całkiem ciekawa, ale też taka na wolniejszą chwilę, między tytułami do których ciągnie mnie jednak mocniej :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej ksiązce, ale z pewnością gdy tylko znajdę chwilkę czasu to z przyjemnością ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de
Słyszałam chyba kiedyś o tej historii i jak zobaczyłam Twoją recenzję to miałam deja vu. No i proszę, okazuje się, że to właśnie ta historia :) Zwykle nie czytam nic o tej tematyce, ale może tym razem zrobię wyjątek.
OdpowiedzUsuń