Po raz pierwszy spotkałam się z twórczością Jakuba Małeckiego jakiś rok temu, przy okazji Rdzy. Tamta historia pozostała w mojej głowie na długo, a pierwszym skojarzeniem jest przejmujący smutek, jakim emanowała. Chociaż może się to wydawać wątpliwe, zaliczyłam ją do udanych lektur, dlatego bez zastanowienia sięgnęłam po najnowszą książkę tego autora pt. Nikt nie idzie.
Przyznam, pomysł jest ciekawy. Główna bohaterka, Olga, nie może przestać myśleć o mężczyźnie trzymającym kolorowe balony, którego widziała kilka dni wcześniej na ulicy. Wkrótce połączy ich samotność: jej, chociaż jest normalną kobietą, i jego, dawno temu wykluczonego ze społeczeństwa.
Małecki bardzo specyficznie bawi się z czytelnikiem, wymagając od niego niesamowitego skupienia, rozważania każdego detalu i łączenia ze sobą wielu porozrzucanych, pokazywanych na pierwszy rzut oka bez żadnego ładu wydarzeń. Taki zabieg zawsze sprawia, że z ciekawością przekłada się kolejne strony. W moim przypadku faktycznie tak było, jednak nie mogłam całkowicie wsiąknąć w tę historię, bo było w niej zbyt wiele niedopowiedzeń.
"Życie jest niesprawiedliwe, mawiali ci, którym się poszczęściło, zamykając tragedię wszystkich niepełnosprawnych w tych trzech zwyczajnych słowach."
Autor oszczędnie dobiera słowa, posługując się konkretnym, pozbawionym ozdobników językiem. Pisze o codzienności, skupiając się na tragediach zwyczajnych jednostek, które uczyniły je w pewien sposób wyjątkowymi. Przygląda im się przez całe życie, starając się dostrzec coś, co sprawiło, że "takie rzeczy po prostu się zdarzają". Po przeczytaniu tej książki znam historie jej bohaterów, ale nie potrafię o nich nic powiedzieć. Zabrakło miejsca dla ich charakterów, upodobań, pomysłów na życie. To, co się z nimi działo w żaden sposób nie przekładało się na odczucia, które towarzyszyły mi podczas lektury, nie potrafiłam się z nimi utożsamić. Zwyczajnie są, nie wywołując żadnych większych emocji poza współczuciem. Bo kto by nie współczuł ludziom dotkniętym takimi tragediami...
Największym rozczarowaniem w przypadku tej powieści było samo zakończenie. Chociaż nie, bo przecież zakończenia nie było. Wszystko zwyczajnie się urwało, bez żadnej puenty, słowa wyjaśnienia czy podsumowania. Nie było nawet takiej zamykającej wszystko sceny. Do tego momentu wciąż wierzyłam, że zakończenie wyrwie tę powieść spośród bardzo przeciętnych, jednak tak się nie stało. Przykro.
"Olga czuła, jak te słowa unoszą się w powietrzu wokół nich, jak osiadają na meblach, na skórze. Gdyby mogła, wyłapałaby teraz je wszystkie i zgniotła albo schowała z powrotem w siebie, byle ich tylko nie widzieli, ale nic już nie dało się zrobić."
Nikt nie idzie to książka pełna niedopowiedzeń, i mam wrażenie, że to ją zgubiło. Jest też mocno przekombinowana, ponieważ czytelnik może wytrzymać bez irytacji jedynie pewien stopień domyślania się, a brak zakończenia jeszcze dodatkowo działa na nerwy. Zabrakło mi też tej prawdy życiowej, którą miała w sobie Rdza. Największą zaletą Nikt nie idzie jest język, jakim została napisana, ale w tej kwestii odsyłam do Rdzy. Najnowsza powieść Małeckiego bije ją na głowę jedynie okładką, o której szybko zapomnę, bo książka w żaden sposób nie wynagrodziła trudu, jaki włożyłam w poukładanie jej rozdziałów w całość.
ocena: 4/10
Nikt nie idzie Jakub Małecki, wyd. Sine Qua Non 2018, 261 stron, 1/1
Mam za sobą trzy powieści Małeckiego - wszystkie są specyficzne. Faktycznie "Rdzy" jeszcze nic nie przebiło, ale i tak na pewno sięgnę po "Nikt nie idzie". :)
OdpowiedzUsuńco czytelnik to opinia, więc życzę udanej lektury :)
Usuńczyli nie tylko mnie rozczarowała "Nikt nie idzie". Książka okrzyknięta mianem bestselleru, dla mnie również była przeciętna. Miała ciekawy klimat, Małecki pięknie opisał codziennie życie, ale zabrakło mi tego czegoś co domknęłoby całość.
OdpowiedzUsuńdokładnie tak, moja irytacja rosła z każdą przekładaną stroną :(
UsuńJa jeszcze nie czytałam nic tego autora, ale mam w planach zacząć od Rdzy, a potem, sięgnąć właśnie po ten tytuł. 😊
OdpowiedzUsuń"Rdzę" polecam. dobrej lektury :)
Usuń