Jako szczęśliwa właścicielka czekoladowego, rozbrykanego labradora, uwielbiam sięgać po książki, których bohaterami są psy. Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o Mam na imię Jutro.
Wenecja, rok 1815. Pewien pies czeka na swojego pana pod drzwiami katedry. Lata temu usłyszał od niego, że jeśli zgubią się w tłumie, właśnie tam ponownie się spotkają. Jednak cała opowieść zaczyna się lata wcześniej, a akcja prowadzona jest dwutorowo. Główna część, gdzie pies po latach czuje trop swojego pana, jest przeplatana kawałkami przeszłości. Są one prezentowane w taki sposób, że mają odniesienie do tego, co dzieje się w Wenecji, uzupełniając główny wątek.
"Do czego dojdziemy w życiu, jeśli będziemy się chować po kątach? Tylko w świecie na zewnątrz znajdziemy odpowiedzi. I radość. I ostrygi, mój czempionie."
Do przeczytania tej książki przede wszystkim przekonał mnie obecny tu motyw psa. Dlatego bardzo ucieszył mnie fakt, że to właśnie ten zwierzak jest głównym bohaterem powieści, jednocześnie będąc jej narratorem. To duża zaleta tej powieści, chociaż w tym przypadku spojrzenie na świat oczami psa różni się od tych, które już miałam okazję poznać, za sprawą innych książek. Bohater Mam na imię Jutro ma wiele cech człowieka, rozumie naszą mowę, a sam posługuje się bogatym językiem. Z tego powodu ta opowieść nabiera cech baśni, a nie realistycznej historii, która mogłaby się wydarzyć w rzeczywistości, chociaż nie brakuje w niej nawiązań do wydarzeń z tamtych czasów i ówczesnych artystów.
A to przecież opowieść jest najważniejsza! Historia psa, który po wielu latach wybiera się w podróż, żeby odnaleźć swojego pana, jest też uzupełniona nadającą jej szczególnej problematyki alchemią. Związany ze stosowaniem różnych mikstur dylemat etyczny skłonił mnie do myślenia, a przedstawienie różnych stanowisk w tym wymiarze uzupełniło moje postrzeganie tego problemu. Podobała mi się również sama atmosfera powieści i dawnej Wenecji, oraz kontekst historyczny, przedstawiony w krótkim kalendarium na początku książki.
"Cieszymy się tym wszystkim, bo wiemy, że przeminie."
Zabrakło mi przetłumaczenia wielu krótkich zdań wypowiadanych po włosku, które zostały przedstawione w jedynie oryginalnym brzmieniu.. Znaczenia części z nich można było się domyślić, jednak to mi nie wystarczyło. Powinny one być oznaczone przypisami z tłumaczeniem.
Mam na imię Jutro to piękna opowieść o więzi psa i jego pana, chwilami wzruszająca, pozostawiająca w sercu uczucie ciepła. Chociaż od samego początku czuć, że jest to tylko baśń, warto przeczytać ją ze względu na niepowtarzalną atmosferę dziewiętnastego wieku i głównego, rozszczekanego bohatera. Polecam również młodszym czytelnikom, którzy będą zachwyceni magią tej historii!
ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z portalem Bookhunter.pl
Mam na imię Jutro Damian Dibben, tytuł oryginału" Tomorrow, przełożył Janusz Ochab, wyd. Albatros 2019, 381 stron, 1/1
Jako wielbicielka psów nie mogę przejść obojętnie obok tej ksiązki :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
świetnie! dobrej lektury :)
UsuńPięknego masz tego pieska ;).
OdpowiedzUsuńAle książka to totalnie nie moje klimaty, więc się nie skuszę...
a dziękuję, powiem mu :D
UsuńJejku, od razu mam ochotę sięgnąć po ten tytuł! Uwielbiam opowieści o psach :D
OdpowiedzUsuńw takim razie nie ma się co zastanawiać, dobrej lektury :)
UsuńMam tę książkę w planach, ponieważ uwielbiam historię, w których bohaterami są zwierzęta.
OdpowiedzUsuńw takim razie to książka w sam raz dla Ciebie :D
UsuńZ tego co rozumiem to podobne klimaty do książek W. Bruca Camerona?
OdpowiedzUsuńwiesz co, tam jak dla mnie było o wiele więcej realizmu, tutaj natomiast od początku do końca czuć, że o baśń. Ale pies narrator je łączy, więc zachęcam :)
UsuńJa to mam wrażenie, że nie dam rady czytać takich książek, bo zawsze płaczę =D
OdpowiedzUsuńŚciskam!
to fakt, ta książka jest mocno wzruszająca :D ale tak pozytywnie <3
UsuńOd podstawówki i przeczytania "pies, który jeździł koleją" mam uraz do powieści o zwierzętach. Z tego powodu po książkę raczej nie sięgnę ale super recenzja i cieszę się że Ci się podobała.
OdpowiedzUsuń"Pies, który jeździł koleją" to pierwsza książka, która złamała moje serce :(
Usuńprzecież opis to podstawa :p
OdpowiedzUsuńWenecja i XIX wiek trochę mnie kusiły, ale ostatecznie się na ten tytuł nie zdecydowałam. Nie napiszę, że jakoś mocno teraz żałuję, ale widzę, że to ciekawa powieść może kiedyś jednak ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńjeśli będziesz miała okazję, to jak najbardziej warto dla klimatu :)
UsuńOdkłada książki piękna, twoja opinia naprawdę interesująca, ale książka nie jest w moim guście. :/
OdpowiedzUsuńrozumiem :)
UsuńZaciekawiłaś mnie tą książką, jednak jest ona osadzonych w latach, o których niestety nie lubię czytać.
OdpowiedzUsuńJakoś nie przekonują mnie książki, które nie dzieją się w dzisiejszych czasach. Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńDodaję bloga do obserwowanych :)
Pozdrawiam serdecznie!
dziękuję! ja właśnie bardzo lubię zaglądać w przeszłość dzięki książkom :D
Usuń