Światła wojny można zasadniczo podzielić na dwie części. Zaczyna się tuż po wojnie, w Londynie. Nathaniel i Rachel pod nieobecność rodziców zostają pod opieką mężczyzny, którego nazywają Ćmą. Ich nowe życie jest pełne niedopowiedzeń, półprawd, niewypowiedzianych na głos obaw. Sami do końca nie wiedzą, co się dzieje, pozwalając, by ich życiem kierowały nastoletnie instynkty. Mamy możliwość przyglądania się dorastającemu chłopakowi, jego pierwszym relacjom z kobietami. Wkracza w dorosłość pełen młodzieńczej fascynacji, ale i niosąc w sercu niepewność związaną z tym, że jego rodzice wyjechali. Siostra Nathaniela, Rachel, reaguje na tę sytuację zupełnie inaczej, znajdując zastępstwo dla nieobecnego ojca, zamiast uciekać od problemu.
Druga część to próba znalezienia odpowiedzi na pytania nękające od lat dorosłego już Nathaniela. Ze strzępków informacji, jakie jeszcze pozostały w archiwum brytyjskiego wywiadu, składa historię swojej matki. O ile początek książki, ukazujący wprost londyński półświatek rzecznych przemytników skojarzył mi się z ugrzecznioną wersją genialnego serialu Peaky Blinders, to w tym momencie moje myśli zaczęły krążyć wokół tego, jak wiele zła wyrządziła zwykłym ludziom wojna. Jej pokłosie widać tyle lat później, w sercach ludzi, którzy powinni zająć się odbudową zniszczonego świata. A niektórzy z nich wciąż pragną jedynie zemsty.
"To był czas wojennych upiorów, nieoświetlonych nawet w nocy szarych budynków z rozbitymi oknami, gdzie w miejscy szyb nadal wisiały czarne szmaty. Miasto wciąż było poranione, niepewne siebie. Nie narzucało człowiekowi żadnych reguł. Wszystko już i tak widziało. Prawda?"
Czytało mi się tę powieść dosyć dobrze, ponieważ jest to inteligentna i wyważona proza. Jednak w swojej istocie jest ona zbyt spokojna, bo chociaż Nathaniel przygląda się wielu tragicznym wydarzeniom, a jego życie nie jest wcale pozbawione małych radości, jego opowieści brakuje emocji. Brakuje ich na tyle, że nie byłam w stanie poczuć więzi z bohaterami, czy przejąć się ich losem. Ja wiem, że po latach nabiera się do wydarzeń z przeszłości pewnego dystansu, ale żeby aż tak...
Światła wojny to historia o tym, jakie wyrzeczenia trzeba czasem podjąć, żeby ochronić bliskich i o tym, jak wielka może być cena bezpieczeństwa dzieci. O trudnych wyborach i młodzieńczej fascynacji, ale przede wszystkim o różnych przejawach matczynej miłości. Jeśli macie ochotę na spokojną i wyważoną powieść napisaną pięknym językiem, ale nie oczekujecie zbyt wielu emocji, a raczej materiału do przemyśleń, polecam.
Dziękuję Wydawnictwu za możliwość przeczytania książki.
ocena: 6/10
Dziękuję Wydawnictwu za możliwość przeczytania książki.
Światła wojny Michael Ondaatje, tytuł oryginału: Warlight, przełożył Andrzej Szulc, wyd. Albaros 2019, 317 stron, 1/1
Nie jest to pozycja dla mnie. Tym razem pasuję.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
rozumiem :)
UsuńCzasem lubię sobie przeczytać spokojną, niekoniecznie emocjonalną powieść, więc może się kiedyś skuszę na poznanie "Świateł wojny" :). Chociaż myślę, że nieprędko, bo na ten moment mam już plany czytelnicze...
OdpowiedzUsuńtak to jest z planami, nic się na to nie poradzi :)
Usuń