sobota, 18 kwietnia 2020

Amerykańska autorka inspiruje się tradycją słowiańską, czyli "Niegodziwi święci" Emily A. Duncan (268)


Niedawno miałam okazję przeczytać ciekawy eksperyment - tak określiłabym debiut amerykańskiej autorki Emily A. Duncan. Zwykle to my tęsknie patrzymy w stronę USA, pochłaniając osadzone tam książki czy przedstawiające tamtejsze realia filmy. W przypadku Niegodziwych świętych jest zupełnie inaczej. Autorka czerpie z naszej, słowiańskiej tradycji. Jako pierwsze nasuwa się więc pytanie: jak to się stało? Ja jednak myślę, że o wiele ciekawsza będzie odpowiedź na to, jak udał się ten eksperyment. Poniżej opowiem Wam o moich odczuciach z tej lektury. 

Nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak ważna jest techniczna strona książki - dopasowanie tekstu do odbiorcy, zadbanie o to, żeby czuł się komfortowo, kiedy poznaje kolejne zdania. Istotne są też ładnie brzmiące, wpadające w ucho imiona bohaterów i nazwy własne, o wiele łatwiej je wtedy zapamiętać. Nie wiedziałam o tym, dopóki nie przeczytałam pierwszych stron Niegodziwych świętych. Określenia takie jak Serefin Meleski, Nadieżda Łapietiewa, Marzenija, imperium Aecii, Tranawia, Nowirkria sprawiały, że zatrzymywałam się w środku zdania, próbując je wymówić i... traciłam cały wątek. Nie jestem w stanie stwierdzić, na ile była to słowotwórcza inwencja tłumacza, a na ile odzwierciedlenie inspiracji słowiańskimi tradycjami autorki - chociaż to fakt, że w oryginale brzmią łatwiej, jakby bardziej po amerykańsku.
"Wszyscy jesteśmy potworami. [...] Po prostu niektórzy z nas ukrywają to lepiej niż inni."
Niekiedy trafiałam też na zupełnie polskie nazwy. Wyobraźcie sobie, że większość bohaterów ma takie trudne do wypowiedzenia i zapamiętania imiona, nasze wyobrażenie tych postaci jest kształtowane również ze względu na nie, aż tu nagle razem z Nadieżdą i Malachiaszem trafiam na najstraszliwsze istoty tego świata - Sępy o imionach Ewa i Rafał. Poważnie? Zamiast czuć powagę sytuacji, wybuchłam głośnym śmiechem. Ciekawe, czy takie było założenie autorki lub tłumaczki. 

Toporny język nie ułatwił mi wciągnięcia się w tę historię, ale jak już sobie z nim poradziłam, czytało się dosyć płynnie... do momentu, kiedy trafiłam na jakieś nowe określenie. Nawet troszkę wciągnęłam się w tę historię, jednak nie udało mi się jednak porzucić złego, pierwszego wrażenia. Zauważyłam tu wiele schematów, które zwyczajnie mi przeszkadzały. Mamy trójkę wyjątkowych nastolatków zmagających się ze swoim przeznaczeniem i oczekiwaniami, złego ojca, dobrego syna - księcia, walkę o przyszłość świata... Czytając, byłam ciekawa, jak potoczą się ich losy, jednak nie czuję potrzeby sięgania po kolejną część, a powieść będę wspominać raczej negatywnie. Nie przekonała mnie do siebie też jedna z dwóch wizji magii: jako moc otrzymywana od bogów na każde zawołanie. Druga była dosyć ciekawa, bo oparta na krwi i zaklęciach spisanych w księdze, którą każdy mag powinien ze sobą nosić, ale to troszkę zbyt mało. 

Niegodziwi święci, debiutancka powieść Emily A. Duncan to w mojej ocenie niezbyt udana powieść. Rozczarowało mnie podejście do słowiańskiej tradycji, schematy, toporność języka, a w szczególności nazw własnych - również za sprawą tłumaczenia. To wielka szkoda, bo powieść zapowiadała się świetnie.

ocena: 4/10

Dziękuję Wydawnictwu za możliwość przeczytania książki.


Niegodziwi święci Emily A. Duncan, tytuł oryginału: Wicked Saints, przełożyła Ewa Wojtczak, wyd. Zysk i S-ka 2020, 443 strony, 1/?

3 komentarze:

Cześć! Cieszę się, że wyrażasz opinię na temat mojego tekstu! Nie musisz zostawiać adresu swojego bloga, zajrzę do Ciebie w wolnej chwili :)