Każdy z nas chociaż słyszał o Przeminęło z wiatrem Margaret Mitchell, jednym z najlepiej znanych klasyków amerykańskiej literatury, ale jestem przekonana, że na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy kojarzą Róże i kapryfolium P. L. Forda z 1899 roku. Ja do niedawna też nie wiedziałam o istnieniu tej książki, bo jak głosi napis z tyłu okładki, została ona przyćmiona wydaną niecałe 40 lat później, w 1936 roku, powieścią Mitchell.
Lubię klasykę, więc powieść Forda od samego początku mnie zaciekawiła i pozwoliła poznać szesnastoletnią Janice Meredith, stojącą właśnie u progu dorosłego życia. Beztroska dziewczyny jest wyraźnie widoczna w jej kontaktach z kawalerami, którzy chcieliby poślubić ją ze względu na jej wielką urodę i dobre pochodzenie.
Rodzice chcą ją wydać za wielebnego McClave, starszego pana, który ma już dzieci, ale dziewczyna widzi swoją przyszłość u boku innego, młodszego mężczyzny. Tutaj warto wspomnieć o matce Janice: jej uwagi dotyczące zachowania dziewczyny miały na celu wychować ją na damę, a mnie niesamowicie śmieszyły, bo przez pryzmat dzisiejszych czasów ówczesne zasady moralne, a szczególnie te wymagane przez panią Meredith wydają się być zwyczajnie zabawne. Niemniej jest to prawdziwy obraz dawnych czasów, więc warto mieć świadomość, jakie były ówczesne realia życia młodej dziewczyny.
„Płomień miłości o tyle przewyższa zwykły ogień, że im bardziej jest zduszony, tym gwałtowniej goreje.”
Miłosne perypetie Janice zostają zakłócone przez wybuch wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, konfliktu zbrojnego między Królestwem Wielkiej Brytanii i jej amerykańskimi koloniami w latach 1774-1782, chcącymi odzyskać autonomię. Przyznaję, że fragmenty dotyczące działań zbrojnych były dla mnie niezbyt ciekawe, ale samo tło nadało książce wyrazistego charakteru. Zaletą jest też przedstawienie postaci samego Jerzego Waszyngtona, który właśnie w tamtym okresie zapisał się na dobre w historii USA.
Czytając byłam zaskoczona lekkością języka tej powieści, ponieważ spodziewałam się czegoś w stylu sióstr Bronte, gdzie przeważają opisy, a mnogość archaizmów sprawia, że trzeba przyzwyczaić się do ciężkiego stylu i poświęcić takiej książce wiele czasu. Jednak językowi Forda zdecydowanie bliżej chociażby do Wilkiego Collinsa, dzięki czemu o wiele łatwiej czyta się Róże i kapryfolium, chociaż zdecydowanie portrety psychologiczne nie są tu tak bardzo rozbudowane jak u Brytyjczyka.
Róże i kapryfolium to pełna miłości opowieść o młodej Janice wkraczającej w dorosłość w świecie pochłoniętym przez wojnę o niepodległość. Lekki styl był dla mnie zaskoczeniem, a same losy dziewczyny skutecznie mnie pochłonęły, więc dobrze czytało mi się tę powieść. Niestety nie mogę jej porównać do Przeminęło z wiatrem, bo powieść Mitchell jeszcze przede mną, ale w przyszłości pewnie uda mi się to zrobić. Dziś mogę Wam polecić powieść Forda i zapewnić, że uwagi pani Meredith skutecznie Was rozśmieszą!
ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z portalem Bookhunter.
Róże i kapryfolium Paul Leicester Ford, tytuł oryginału: Janice Meredith, a story of the American Revolution, przełożyła Janina Sujkowska, wyd. MG 2021, 640 stron, 1/1
Mogłabym dać szansę tej książce.
OdpowiedzUsuńTo niekoniecznie moje klimaty, więc nie planuję sięgać po tą książkę.
OdpowiedzUsuńNie kojarzę tego tytułu. Zatem dobrze, że go u Ciebie poznałam, bo widzę, że to warta przeczytania pozycja :)
OdpowiedzUsuńTematyka jest mi bliska, a o samej książce nie słyszałam jeszcze, miło ją poznać :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń