Od wielu lat planowałam sięgnąć po twórczość Mai Lunde, bo słyszałam o jej książkach wiele dobrego. Zupełnie jednak nie spodziewałam się, że jej książki tak do mnie przemówią. Dopiero niedawno poznawałam w formie audio Historię pszczół oraz Błękit, a później pisałam o tym, że będę je polecać każdemu. Dlatego nie mogłam długo czekać z lekturą trzeciej, najnowszej części Kwartetu Klimatycznego. O moich wrażeniach z lektury Ostatniego przeczytacie poniżej.
Podobnie jak w przypadku poprzednich książek, akcja prowadzona w trzech różnych liniach czasowych. Co ciekawe, najtrudniej było mi się wgryźć w tę najstarszą, osadzoną w carskiej Rosji, chociaż to właśnie powieści historyczne i klasyka to mój konik. Podejrzewam, że początkowe trudności były spowodowane kontrastem pomiędzy perspektywami innych bohaterów, a opowieścią Michaiła, zastępcy dyrektora petresburskiego ogrodu zoologicznego. Mężczyzna spisał swoje wspomnienia dość topornym językiem. Jednak ten dawny styl nadaje jego słowom wiarygodności, a ja po kilku rozdziałach przyzwyczaiłam się do specyfiki opowieści Michaiła.
Kolejna perspektywa to historia niemieckiej pani weterynarz – Karin, która wraz ze swoim dorosłym synem w latach 90tych ubiegłego wieku prowadzi program ochrony przyrody w Mongolii. Na kartach Ostatniego pojawia się jeszcze wizja przyszłości, przedstawiona oczami Evy i Isy, które próbują prowadzić wiejskie życie gdzieś w Norwegii, chociaż większość ludzi już dawno wybrała się w drogę na północ kraju. Myślałam, że to wizja przyszłości po katastrofie klimatycznej przemówi do mnie najbardziej, jednak to opowieść Karin zdominowała tę powieść. Zarówno ze względu na to, że czasowo jest nam do niej najbliżej, ale również ze względu na zakończenie, które podkreśla rolę niemieckiej wetrynarz.
„Zamiast spożytkować siły na przygotowanie do tego, co nieuniknione, wszyscy postawili wszystko na jedną kartę licząc, że wygrają. Ale nie wygrał nikt, wszyscy przegrali.”
Tutaj trafiam już w sedno – poprzednie powieści Mai Lunde miały iście katastroficzny wymiar, który tutaj zostaje zatarty, zepchnięty na boczny tor. O wiele wyraźniej widać budowanie relacji pomiędzy bohaterami, ich zupełnie ludzkie zmartwienia i słabości, postawione wobec problematyki zmian gatunkowych w królestwie zwierząt. Kręgosłupem powieści są dzikie konie, które fascynują każdego z bohaterów na inny sposób - każdy z nich chce dla tych zwierząt czegoś innego, według niego dobrego. W końcu każdy z nich musi odpowiedzieć na pytanie, jak wiele warto poświęcić dla dobra nauki...
Ostatni to opowieść o relacji dzikich koni z ludźmi na przestrzeni setek lat. Kolejny raz Maja Lunde przekazuje głos bohaterom żyjącym w różnych miejscach i czasie, których łączy fascynacja tymi zwierzętami. Skłania do myślenia, angażuje emocjonalnie i zostaje w głowie na długo po przeczytaniu, dając swojego rodzaju wytchnienie od znanego już z poprzednich książek przygnębienia – znajdziemy tu o wiele więcej nadziei, niż możnaby się spodziewać. Polecam, jednak moją ulubioną powieścią autorki zostaje Błękit – dlatego bardzo ucieszyło mnie nawiązanie!
ocena: 9/10
Dziękuję Wydawnictwu za możliwość przeczytania książki.
Ostatni Maja Lunde, tytuł oryginału: Przewalskis hest, tłumaczenie Mateusz Topa, 618 stron, 3/4
Błękit mam aktualnie na liście. Teraz czuję się zainteresowana obiema książkami. :)
OdpowiedzUsuń